Obłęd klimatyzmu – zagrożenie dla miliardów ludzi (część 1)

Od czego wzięła swój początek rewolucja energetyczna, która stanowi obecnie zagrożenie dla życia ludzi niemal na każdym kontynencie? „Klimatyczne szaleństwo”, zwane także „rewolucją globalnego ocieplenia” wybuchło na poważnie w maju 2006 roku, kiedy to w Stanach Zjednoczonych miała miejsce premiera filmu Davisa Guggenheima pt. „Niewygodna prawda”, będącego ekranizacją książki byłego wiceprezydenta USA Ala Gore’a o tym samym tytule.

Mity założycielskie klimatyzmu

Obydwa dzieła – wspomniany film i książka – opowiadały o globalnym ociepleniu i ogromnej katastrofie, jaka czeka planetę, jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki w celu ograniczenia emisji do atmosfery gazów cieplarnianych. Film został nagrodzony dwoma Oscarami oraz wieloma innymi nagrodami, zaś za książkę Al Gore otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla.

Jak zauważa prof. dr hab. Andrzej Małecki z Katedry Chemii Nieorganicznej AGH, film „Niewygodna Prawda” stał się „swojego rodzaju Księgą Objawień nowej świeckiej religii, która narodziła się pod koniec XX wieku, religii, którą zaczęto nazywać klimatyzmem. Święte Księgi tej religii to kolejne Raporty IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change), które zapowiadają zbliżającą się Apokalipsę”. Warto przy tym zauważyć, że na przestrzeni lat 2020-2022 IPCC bardzo mocno zaangażował się w działalność polityczną i odszedł od wizerunku organizacji skupionej na badaniach naukowych. Już sam ten fakt, w tym występowanie współtwórców organizacji na konferencjach lobby klimatycznego, stawia pod dużym znakiem zapytania wiarygodność IPCC jako podmiotu eksperckiego. O mitach tworzonych na potrzeby powstałej ideologii klimatyzmu pisze często wydawany przez Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej portal PCh24.pl.

Wracając do prof. Małeckiego, naukowiec wymienia części składowe nadchodzącej zagłady, która ma brać się z nieograniczenia emisji CO2 i innych gazów cieplarnianych do atmosfery w okresie do końca XXI wieku. Są to m.in.:

– wzrost średniej temperatury Ziemi nawet o 6,4 st. C,

– podniesienie się poziomu wód oceanicznych o 28 – 42 cm,

– upały i silne opady,

– zalanie tysięcy kilometrów kwadratowych zamieszkałego dziś lądu,

– cyklony tropikalne, powodzie, zarazy i wielkie wymierania licznych gatunków zwierząt.

Dlaczego zmiany klimatyczne w wersji propagowanej przez IPCC nie mają sensu?

Czy te wszystkie strachy mają uzasadnienie? Odpowiedzi na to pytanie należy poszukać w fundamentalnej pracy profesora Stevena M. Stanley’a pt. „Historia Ziemi”, która w wielu Wydziałach Nauk o Ziemi stanowi dzisiaj podstawę nauczania geologii historycznej. W jednym z rozdziałów naukowiec przeanalizował „zmiany klimatyczne”, jakie miały miejsce na naszej planecie na przestrzeni ostatnich 10 000 lat.

„Między 9000 a 6000 lat temu zanikły niemal wszystkie lądolody, a klimat stał się cieplejszy niż kiedykolwiek później. (…) Średnia roczna temperatura w Ameryce Północnej i w Europie w tym okresie była około 2 st. C wyższa aniżeli dzisiaj”. Interesujące prawda? W okresie, o którym pisze prof. Stanley emisja gazów cieplarnianych produkowanych przez człowieka tak naprawdę nie istniała, a mimo to średnia temperatura wzrosła kilkukrotnie więcej niż w ciągu minionych stu lat. Dlaczego jednak ten jakże istotny fakt jest tak skrupulatnie pomijany przez Ala Gore’a i wszystkich innych wyznawców religii klimatyzmu? Możemy się tylko domyślać.

„Około 5800 lat temu okres optimum klimatycznego skończył się i rozpoczął się pierwszy od czasu ustąpienia lądolodu poważniejszy okres chłodny, który skończył się około 4900 lat temu. Kolejny taki okres rozpoczął się około 3300 i zakończył 2400 lat temu. Trzeci chłodny okres trwał od 700 do 900 roku naszej ery. Po tym trzecim okresie ochłodzenia przyszło ocieplenie” – pisze prof. Stanley. Tego typu przypadków cyklicznego ochłodzenia i ocieplenia było jeszcze kilka, co potwierdzają wykonane przez naukowca badania i analizy.

Bez względu na wnioski, jakie wysuniemy z bezpośredniej analizy wiarygodnych badań (nie mylić z pseudo badaniami IPCC!), aktualnym pozostaje pytanie, o to czy nie warto wzorem Chin postawić na zalesianie, które jest najprostszym i najtańszym sposobem eliminacji dwutlenku węgla? Dlaczego tak usilnie lansuje się „nowoczesne technologie”, jak m.in. podziemna sekwestracja dwutlenku węgla, czyli „składowanie CO2 w głębokich podziemiach, której skuteczność nie została potwierdzona a koszt „utylizacji” jednej tony CO2 waha się pomiędzy 50 a 100 euro? Ile można by za to posadzić drzew?


Ciąg dalszy artykułu w części drugiej.